You are using an outdated browser. For a faster, safer browsing experience, upgrade for free today.

Loading...


TVP 1
TVP 2
Polsat
TVN
TV 4
PULS
PULS 2
TVN 7
TV 6
Super Polsat
Stopklatka TV
Eska TV
TTV
Polo TV
ATM Rozrywka
TV Trwam
Fokus TV
TVP ABC
TVP Kultura
TVP Sport
TVP Info
TVP Historia
TVP Seriale
TVP HD
TVN Style
TVP Polonia
Tele 5
Bohater naszych czasów

TVP Historia - 2024-10-05 01:00

film dokumentalny

Noc z 25 na 26 września 1983 roku. W Sierpuchowie 15, czyli radzieckim ośrodku dowodzenia systemem ostrzegania przed atakiem rakietowym dowództwo nad ok. 120 - osobową załogą, sprawował tej nocy Stanisław Pietrow. Był przekonany, że będzie to dyżur, jakich wiele już odbył w swojej wojskowej karierze: z reguły nic się nie działo, czasami dochodziło do drobnej awarii. Tymczasem tamtej nocy przez krótki czas ważyły się losy świata. Nieoczekiwanie życie milionów ludzi spoczęło w rękach Pietrowa. Oto bowiem nagle odezwał się sygnał alarmowy. Komputer informował, że z jednej z amerykańskich baz wystartowała rakieta. Po chwili paniki załoga ośrodka na rozkaz Pietrowa błyskawicznie sprawdziła wielostopniowy system kontroli, aby wykluczyć wszelką pomyłkę czy awarię. Wszystko wydawało się w porządku. Analizując dane, dowódca doszedł do wniosku, że był to fałszywy alarm. Ale po dwóch minutach komputer zasygnalizował starty kolejnych czterech rakiet. Oznaczało to trzeci, najwyższy stopień prawdopodobieństwa ataku rakietowego. Zgodnie z procedurą, dyżurny oficer operacyjny musiał natychmiast zawiadomić dowódców - ministra obrony, szefa sztabu generalnego, a oni z kolei szefa państwa, Jurija Andropowa, że nastąpił atak i przewodniczący Rady Najwyższej ZSRR powinien nacisnąć sławetny czerwony guzik, co zapoczątkuje wojnę jądrową. W ciągu kilku minut nie sposób dokonać dokładnej analizy sytuacji - wspomina po latach dyżurujący wówczas w ośrodku dowodzenia podpułkownik Stanisław Pietrow - ale przeciw wskazaniom komputera przemawiały dwa argumenty: w przypadku rzeczywistego ataku rakiety startowałyby z wielu baz, a nie z jednej, poza tym lecące już w kierunku ZSRR amerykańskie rakiety musiałyby zostać namierzone przez radzieckie satelity, a stamtąd nie dochodziły żadne niepokojące sygnały. Pietrow upierał się więc przy swojej diagnozie, że doszło do pomyłki. Jak się później okazało, słusznie. Nie uchroniło to jednak bazy od szczegółowej kontroli, w czasie której wykryto tam kilkadziesiąt różnych niedociągnięć. Pietrowowi zarzucano m.in. , że podczas jego dyżurów dokonywano zbyt mało wpisów do ksiąg kontrolnych. Ostatecznie przyczynę fałszywego alarmu ustalono pół roku później. Bohaterowi tamtej dramatycznej nocy nikt jednak nie podziękował. On sam starał się zapomnieć o zdarzeniach dramatycznej nocy, nawet jego żona dowiedziała się o całym zajściu 10 lat później z artykułu prasowego. Służbę wojskową Pietrow zakończył w stopniu podpułkownika, ale szybko przekonał się, jak niewiele to znaczy. Przemiany polityczne w ZSRR sprawiły, że jego emerytura gwałtownie się zdewaluowała, musiał dorabiać jako stróż na budowie, a pijani robotnicy obierali go sobie jako cel, w który rzucali butelkami. Nikt nie pomyślał, że ma przed sobą bohatera, który najpewniej ocalił świat od zagłady.

wstecz