Loading...
TVP Historia - 2024-11-08 10:30
film dokumentalny
Ukończył dwa fakultety na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, przepracował kilka lat w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP, znał płynnie trzy języki, znał Europę i miał doskonałą pamięć. Z tych względów Komenda Główna AK zleciła mu misję kuriera. Jan Karski - pod takim pseudonimem Jan Kozielewski działał w ruchu oporu - przyjął ją bez wahania. Odbył trzy podróże na Zachód. Latem 1942 roku miał jechać po raz czwarty - do Londynu. O tej misji dowiedzieli się Żydzi i postanowili przez niego przedstawić aliantom swoją sytuację i zażądać podjęcia działań uniemożliwiających dalszą eksterminację ich narodu. Chcieli też prosić przywódców organizacji żydowskich na zachodzie o pieniądze na korumpowanie Niemców, a prezydenta Władysława Raczkiewicza, by zwrócił się do papieża z prośba o interwencję w ich sprawie i o potępienie całego narodu niemieckiego. Jan Karski, zanim podjął się tego zadania, zapoznał się najpierw z położeniem Żydów w Polsce. Był w getcie warszawskim i z narażeniem życia przedostał się do obozu koncentracyjnego w Bełżcu. Przede wszystkim jednak Jerzy Makowiecki, jego przełożony w BIP, wręczył mu niewinnie wyglądający klucz, w który wmontowano mikrofilmy zawierające pełną dokumentację przedstawiającą sytuację Żydów w Polsce i okupowanej Europie. Z podrobionym papierami francuskiego robotnika Karski przedostał się do Paryża, gdzie przekazał klucz łącznikowi, i ruszył przez Francję do Hiszpanii, a potem do Gibraltaru, skąd przerzucono go do Anglii. W filmie, nakręconym w 1993 roku, Jan Karski opowiada o tej swojej ostatniej kurierskiej misji i o działaniach, które po dotarciu do Londynu podjął, by poinformować świat o zagładzie Żydów i prosić o pomoc dla nich. Przypomina, co w tej sprawie zrobili premier Stanisław Mikołajczyk, prezydent Władysław Raczkiewicz i minister Edward Raczyński. Wspomina swoje rozmowy z politykami brytyjskimi, a potem amerykańskimi, ich pełne rezerwy i niechęci reakcje na jego słowa, swoje rozgoryczenie. Tę opowieść kończy niezwykle skromnym stwierdzeniem: "Po 50 latach oceniam, że byłem za mały do potworności tej misji. Żydzi mnie nie wybrali. Byłem pod ręką. Skorzystali z tego, że jechałem do Londynu. Gdyby mieli kogoś lepszego...". Wini siebie, choć z opowieści jasno wynika, że to wielcy ówczesnego świata nie chcieli słyszeć o Żydach i nic nie chcieli dla nich zrobić.