Loading...
TVP Historia - 2024-05-01 23:35
film sensacyjny
Ian Fleming, autor cyklu powieści o przygodach Jamesa Bonda, był człowiekiem o słabych nerwach. Kiedy przedstawiono mu Seana Connery'ego jako kandydata na superagenta 007, ponoć zemdlał. Tymczasem Connery okazał się Bondem idealnym, tyle że - jak na wymagania producentów - mało wytrwałym. Na szóstą propozycję zagrania tajnego agenta odpowiedział "nie", dzięki czemu George Lazenby, australijski gwiazdor reklamówek, na chwilę został idolem, zagrawszy Bonda w filmie "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości". Jednak producenci nie ustawali w poszukiwaniach bardziej pasującego następcy, a jednocześnie próbowali jeszcze raz skusić Connery'ego. Aktor przystał w końcu na ich prośby, zarzekając się, że "Diamenty" będą jego ostatecznym pożegnaniem z rolą Bonda. Wbrew tym stanowczym zapowiedziom, w 1983 r. Connery uległ ponownie namowom producentów i wystąpił w jeszcze jednym filmie z tej serii pod znamiennym tytułem "Nigdy nie mów nigdy". Rozprawiwszy się ostatecznie ze swym śmiertelnym wrogiem Ernstem Stavro Blofeldem, James Bond przyjmuje kolejne zlecenie. Ma wyjaśnić przyczyny zwiększonego przemytu diamentów z Afryki Południowej do USA oraz związanych z tym kilku morderstw. Jednocześnie wiadomo, że przemycane kamienie nie pojawiają się na rynku, co oznacza, że tajemniczy nabywca gromadzi je w sobie tylko wiadomym celu. Podając się za znanego pasera Petera Franksa, Bond udaje się do Amsterdamu, gdzie kontaktuje się z Tiffany Case, równie ponętną co przedsiębiorczą pośredniczką w nielegalnym handlu kosztownościami. Z jej polecenia przewozi dużą ilość skradzionych diamentów do Los Angeles, a stamtąd do Las Vegas w trumnie zawierającej zwłoki prawdziwego Petera Franksa. Na miejscu okazuje się, że diamenty są fałszywe, ale w hotelu czeka już na Bonda Tiffany. Dziewczyna proponuje mu, by wspólnie oszukali przemytniczą szajkę i podzielili się powierzonymi jej klejnotami. Kłopot jednak w tym, że adresat cennego depozytu, ekscentryczny miliarder Willard Whyte, również nie ma zamiaru rezygnować z brylantów. Jeden z jego współpracowników, Bert Saxby, wykrada diamenty ze skrytki na dworcu, gdzie ukryła je Tiffany. James Bond i panna Case podążają jego śladem. "Diamenty są wieczne" był - zdaniem krytyków - najbardziej udanym filmem z bondowskiej serii od czasu "Goldfingera". Zasługa to nie tyle wyjątkowo skomplikowanego scenariusza czy sprawnej reżyserii Guya Hamiltona, twórcy także wspomnianego "Goldfingera", co sposób potraktowania roli przez Seana Connery. Bond idealny w jego wydaniu sięgnął tutaj szczytu - Connery konsekwentnie ośmiesza te cechy charakteru superagenta, które zadecydowały o jego ogromnym powodzeniu. W "Diamentach" Bond jest nie tylko męski, ale wręcz samczy, równie często jest bity, jak zwycięża, posługuje się specjalnymi gadżetami, wykonanymi specjalnie z myślą o nim i doskonale czuje się nawet w skradzionym pojeździe księżycowym. Wreszcie, ładuje się w najcięższe tarapaty, ale z pułapki bez wyjścia wyciągają go przeciwnicy. Ten lekko kpiący nastrój udzielił się także reżyserowi, który dzieli powikłany scenariusz na niemal niezależne od siebie sekwencje, ilustrujące klasyczne chwyty filmu szpiegowskiego, wzbogaconego o elementy science fiction, melodramatu i komedii sensacyjnej. Na uwagę zasługuje też strona muzyczna filmu. Tradycją bondowskiej serii były od początku pisane specjalnie do każdego odcinka przebojowe piosenki. Siódmy film z tego cyklu otwiera utwór "Diamonds Are Forever" w brawurowym wykonaniu Shirley Bassey.