Loading...
TVP Historia - 2024-03-23 14:45
Debiut reżyserski Janusza Morgensterna, uhonorowany I nagrodą za reżyserię na MFF w Stratford w 1961 r. i nagrodą Srebrnego Bumerangu za zdjęcia na festiwalu w Melbourne w 1962 r. Scenariusz napisał, wspólnie z Bogumiłem Kobielą i Wilhelmem Machem, Zbigniew Cybulski, zarazem odtwórca głównej roli, współzałożyciel, reżyser i aktor gdańskiego kabaretu studenckiego Bim-Bom. Tło wydarzeń, o których opowiada film, jest autentycznym tłem fragmentu jego życiorysu. Autentyczna jest także postać Marguerite, choć naprawdę nazywała się Francoise Bourbon. Była córką francuskiego konsula, który przebywał w Polsce w latach 1956-60. Dziewczyna miała wówczas 16 lat i uczyła się w wiedeńskim liceum, które było najbliższą szkołą z językiem francuskim. W Polsce spędzała właściwie tylko wakacje i święta. Uwielbiała atmosferę Bim-Bomu, poznała wielu młodych ludzi związanych z tym kabaretem. W filmie zakochuje się w niej pewien student, Jacek, trochę romantyk i artysta. Jego życiową dewizą jest "marzenie, które stanowi motor działania". Obiektem jego marzeń staje się właśnie Marguerite, urocza, niedosiężna córka konsula, która już jutro wyjeżdża z Polski. Młodzi chcą więc spędzić ze sobą kilka ostatnich godzin. W tę prostą i banalną historię romantycznej przygody autorzy filmu wplatają sceny realizowane w autentycznych gdańskich piwnicach studenckich, z udziałem twórców i aktorów teatrzyków Bim-Bom i Co To, próbując w ten sposób utrwalić niepowtarzalne zjawisko, jakimi były one w drugiej połowie lat 50. Pragnęli oddać ich nastrój, urodę i przesłanie, a tym samym wyrazić stan ducha, tęsknoty i urazy ówczesnej młodej inteligencji. Nerwowa gra Zbyszka Cybulskiego oddaje to wszystko, co ukrywa się w cieniu, poza wypowiadanymi słowami, lecz jest obecne w życiu: niezgoda na nietrwałość uczuć, na świat, w którym nie ma miejsca dla romantyzmu, na szczęście ulotne jak chwila. W warstwie formalnej epizody z życia studenckich kabaretów rozbijały główny wątek akcji, nadając całości styl luźnej narracji, charakterystycznej dla torującej sobie dopiero drogę francuskiej "nowej fali". "Do widzenia, do jutra" było zwiastunem, jednym z pierwszych refleksów tego zjawiska na polskim gruncie.