Loading...
TVP Polonia - 2024-01-04 16:00
telenowela dokumentalna
Procesy o czary. Podobno czarownice i czarownicy mieli szczególną moc dzięki swoim kontaktom z diabłem, a istotą czarostwa było korzystanie z sił nadprzyrodzonych w celu czynienia szkody bliźnim. To odróżniało magię złośliwą od niewinnych zabobonów. Kościół dopuszczał praktyki magiczne wyrastające z zabobonów, na przykład stosowanie w dobrej wierze zaklęć czy magicznych przedmiotów, ale potępiał czarostwo. Pierwsza wzmianka na temat procesów o czary na ziemiach polskich pojawiła się już w statutach z 1279 r. Zaznaczono tam, że praktyki magiczne są bardzo rozpowszechnione i zachęcano ludzi do wskazywania winnych. Osądzać i rozgrzeszać czarowników miał tylko biskup. Najczęściej karą był interdykt, czyli zakaz uczestniczenia w mszy świętej albo ekskomunika. Kazimierz Wielki wydał dekret upoważniający sądy kościelne do ferowania wyroków o czary. Były one następnie egzekwowane przez sądy świeckie, które wystawiały wyroki. Najczęściej kończyły się zapłaceniem grzywny lub pręgierzem. W średniowiecznej Polsce nikogo nie skazywano za to na stos. Mit o czarownicach stworzyli dominikanie, którzy w swoich kazaniach ostro potępiali magię. Kościół oficjalnie potwierdził możliwość zawarcia przez człowieka umowy z mocami piekielnymi w bulli papieża Innocentego VIII w 1484 r. Wtedy też powstała swoistego rodzaju biblia inkwizycji - "Młot na czarownice" - napisany przez dominikanina Henricha Kramera, czyli kompendium wiedzy o czarach i poradnik na temat ich zwalczania. Przyczyniło się to do śmierci tysięcy niewinnych ludzi - głównie kobiet, w wielu krajach średniowiecznej Europy. Najczęściej posądzenie o czary spotykało kobiety. Zarzucano im szkodzenie bydłu, psucie żywności, trucicielstwo, wykorzystywanie magicznych proszków i wywarów dla sprowadzenia na ludzi chorób. Karą w procesie o czary w XV - wiecznej Polsce było często wygnanie i ekskomunika. Na czarownice nakładano też kary pieniężne albo rozmaite formy pokuty. Jednej z nich nakazano stać w niedzielę przed drzwiami kościoła i trzymać w rękach kilkudziesięciokilogramowy kamień. Wobec podejrzanych o czary stosowano tortury, a na dowód niewinności ordalia, czyli sądy boże, które miały potwierdzić winę lub udowodnić ich niewinność. Sprawdzano to rzucając spętaną ofiarę na głęboką wodę, w przekonaniu, że czysta woda odrzuca grzeszników. Jeśli poszła na dno, to znaczy, że była niewinna, gdy pozostała na powierzchni była czarownicą. Niewinność sprawdzano też ogniem - jeżeli oskarżona bez słowa zniosła dotyk rozżarzonego kamienia lub podkowy, albo przeszła po gorących kamieniach - była niewinna. Co ciekawe, o czary można było oskarżyć nie tylko osoby żywe, ale także zmarłych. Najbardziej obawiano się tych, którzy odeszli bez ostatniego namaszczenia, złoczyńców i samobójców. Wierzono, że mogą wrócić pod postacią strzyg, utopców, zmór czy złośliwych boginek i sprowadzić człowieka na manowce.