Loading...
TVP Kultura - 2024-10-10 12:00
program publicystyczny
Autor i prowadzący program, Jan Wołek, to artysta nieszablonowy i człowiek wielu talentów: malarz, pisarz, poeta, autor 3000 piosenek oraz przyjaciel, a co najmniej dobry znajomy wszystkich liczących się postaci ze świata kultury. Jan Wołek podjął się misji i wyszukuje w Polsce pokrewne mu dusze, ludzi nietuzinkowych, ogarniętych niezwykłą pasją. Takich, którzy mają szalone pomysły, pielęgnowane od lat, za zgodą i poklaskiem otoczenia lub pod prąd. Co ważne - z sukcesami. Autor odwiedza gości programu w ich środowisku naturalnym, przybywa do matecznika, gdzie dzieje się akcja, korzysta z zaufania lub je zdobywa, poznaje detale projektów, mechanizmy działań, komentuje i recenzuje, zawsze przyjaźnie nawet, jeśli z dystansem. Jan Wołek to świetny gawędziarz i człowiek pełen humoru, a przy tym mistrz bon motów. Goście mu nie ustępują. Rozmowy są przezabawne i inspirujące. Bohaterowie odcinków to artyści, którzy na marginesie twórczości mają swoje dziwne pasje. To także animatorzy kultury, twórcy niezwykłych kameralnych projektów znanych wtajemniczonym. Krzysztof Daukszewicz, nieodrodne (choć już nieco postarzałe) dziecko Mazur. Jest stąd i tu wrócił po stołecznych tułaczkach i darciu butów na estradach Polski - i jak to się mówi - nie tylko. Zaczynał jako wiejski nauczyciel z artystowskimi ambicjami, co pozwoliło mu wygrać wiele znaczących festiwali. Miłe złego początki. Wiele płyt, książek, koncertów. Klasyk polskiej satyry w wydaniu gadanym, pisanym i śpiewanym. Wiele z Jego tekstów żyje w naturalnym obiegu, a On sam ciągle jest zapraszany do udziału w przeróżnych imprezach artystycznych. Najchętniej jednak siedzi w zaciszu swojego mieszkanka, tuż nad jeziorem w samym środku lasu. Tu łapie ryby (te które się dają złapać), gra na gitarze i myśli. A że myślenie ma przyszłość, to coś sobie już zabezpieczył. Dowcipny, krytyczny, ale serdeczny ludziom. To dobry zestaw. W zasadzie samotnik, który wychodząc do ludzi z racji zawodu spotyka ich od razu wielu. To jak parę razy w roku najeść się czekolady do granic przyzwolenia organizmu. Więc przyzwala i znów zanurza się w swoją samotność. W swoją odrębność.