Loading...
TVP Historia - 2023-12-06 22:00
"Jest taka możliwość czytania Mrożka, która pozwala dostrzec w jego sztukach analizę sytuacji bez wyjścia, sytuacji doskonale zamkniętej i wyizolowanej. Mrożek uprawia, jeśli nie zawsze, to przynajmniej bardzo często, dramaturgię osaczenia i wydaje się, że w świecie, którego preparaty buduje w kolejnych utworach scenicznych, zatrzasnęły się wszystkie drzwi" - pisał przed z górą dziesięciu laty jeden z polskich krytyków teatralnych. Powstały na przełomie lat 70. i 80 "Ambasador" doskonale wpisuje się w ową poetykę osaczenia. Jego główni bohaterowie cierpią bowiem na wyjątkowo złośliwą odmianę klaustrofobii. Złośliwą dlatego, że wielopostaciową - psychologiczną, egzystencjalną, polityczną... Uleczyć jej nie można, a jeśli ktoś wierzy, że jest inaczej, grzeszy albo idealizmem, albo krótkowzrocznością, która - jak zdaje się sugerować Mrożek - jest tylko inną nazwą tego pierwszego. Oto bowiem Człowiek pragnie wyrwać się z totalitarnego piekła do kraju liberalno - demokratycznej szczęśliwości. Pełnomocnik, choć na zewnątrz gorliwy poplecznik rodzimego zamordyzmu, skrycie marzy o tym samym. Żona Ambasadora i jego Sekretarz uciekają naprawdę (tak im się przynajmniej wydaje), zmęczeni i zniesmaczeni "życiem na niby". I wreszcie Ambasador - kluczowa i najbardziej skomplikowana postać dramatu. Jego przypadek jest najcięższy. Spętany dyplomatyczną konwencją, powinnościami wobec ojczyzny, a gdy ich zabraknie - odpowiedzialnością za życie drugiego człowieka, w zasadzie nie ma ruchu. Jego świat w pewnym momencie rozpada się. Państwo, któremu służył, przestaje istnieć, odchodzą najbliżsi. Zostaje tylko samotność i propozycja uczestnictwa w wielkiej politycznej mistyfikacji ku większej chwale złowrogiego reżimu. Cena jest wszakże wysoka - całkowite złajdaczenie oraz śmierć drugiego człowieka. I tu Ambasador zdobywa się na swoisty heroizm, tym większy, że pozbawiony nadziei. Niczym bohaterowie Conrada i Herberta wybiera wierność do końca. Wierność nie ojczyźnie, przekonaniom (czy je ma?) lub religii. Wierność wewnętrznemu przeczuciu własnej godności, która w sytuacji bez wyjścia nakazuje mu zachować się najlepiej jak można. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko zgodę na samozagładę - ale z klasą i wielkim stylu. W "Ambasadorze" po raz kolejny z wielką siłą ujawnia się filozoficzny pesymizm Mrożka. W ujęciu dramaturga współczesny człowiek jest pogrążony w różnych rodzajach niewoli. Totalitarny knebel i drut kolczasty to tak naprawdę dalecy krewni demokratyczno - liberalnej pustki i chaosu. Bohaterowie "Ambasadora" nie znajdują wolności ani tu, ani tam. Uciekając przed bezlitosną pięścią tyrana, wpadają w magmę pozornej swobody i nudy nieograniczonych możliwości. Czym zatem jest wolność? Czy w ogóle istnieje? Czy warto do niej dążyć? To fundamentalne pytania "Ambasadora". Jest ich zresztą więcej. Dramat Mrożka nie daje się bowiem interpretować jednoznacznie. Oprócz obsesyjnego drążenia problemu wolności, można tu jeszcze odnaleźć przenikliwe rozważania o ludzkiej samotności, tożsamości, a także - zasygnalizowane już w "Tangu" - niewesołe przekonanie, że szlachetni i niepokorni zawsze muszą przegrać z pozbawionymi skrupułów chamami. Akcja "Ambasadora" toczy się współcześnie w ambasadzie demokratycznego państwa, znajdującej się w kraju rządzonym autorytarnie. Do Ambasadora przybywa z zapowiedzianą wizytą Pełnomocnik miejscowych władz. Na ręce gospodarza składa osobliwy prezent - pokaźnych rozmiarów globus pozbawiony rysunku kontynentów. Zdumienie Ambasadora rośnie jeszcze, gdy dowiaduje się, że w mniemaniu swego gościa nic - nawet kontynenty - nie może istnieć, jeśli takie jest zdanie rządu jego kraju. Nagle z globusu zaczynają dochodzić podejrzane odgłosy. Chwilę potem powłoka pęka i z wnętrza wychodzi Człowiek. Wyjaśnia, że j